Relacja z ERMC 2013 autorstwa Krzysztofa Sasinowskiego
17 września:
European Riichi Mahjong Championship 2013, w skrócie ERMC 2013, były drugimi mistrzostwami o randze 5 MERS (Mahjong European Ranking System), w których Polska miała szansę oficjalnie uczestniczyć. Początkowo Polacy mieli zagwarantowane tylko jedno miejsce w turnieju, jednak po zmianach w przydziale miejsc udało nam się wystawić aż pięciu graczy (Szymona Lasotę, Dominika Kolendę, Justynę Kruczek, Jakuba Tomaszewskiego i Mateusza Woźniaka), oraz jednego gracza rezerwowego – Marię Baranowską, która ostatecznie zagrała w turnieju, co zwiększyło liczbę reprezentantów Polski do sześciu osób . Prócz naszych reprezentantów na turniej udałem się również ja (Krzysztof Sasinowski), gdyż moim zadaniem miało być sędziowanie. Po wspólnych ustaleniach zarezerwowaliśmy mieszkanie w centrum Wiednia (co miało swoje plusy i minusy, ale o tym później) i oczekiwaliśmy na 17-go września, którego mieliśmy wspólnie wyruszyć z Warszawy do Wiednia.
18 września:
Cała drużyna zebrała się w Warszawie na stacji Metro Wilanowska, skąd wyruszyliśmy Polskim Busem do Austrii. Sama podróż trwała około 12 godzin. Po dotarciu do Wiednia o 7 rano cała nasza drużyna udała się pod wynajęte mieszkanie, które o tej porze było jeszcze zajęte przez osoby wynajmujące je przed nami. Po przybyciu na miejsce podzieliliśmy się na dwie grupy: pierwsza czekała z bagażami pod mieszkaniem, a druga udała się na seminarium sędziowskie do Bad Vöslau, które okazało się być małym miasteczkiem wypoczynkowych z wieloma salonami spa, termami i winnicami! Co najważniejsze – sam turniej odbywał się w winiarni, położonej na łagodnym wzgórzu, z którego mieliśmy wspaniały widok nie tylko na rozległą winnicę, lecz także na pobliskie miasto Baden. Po przybyciu do winiarni przywitaliśmy się ze wszystkimi, którzy mieli uczestniczyć w wydarzeniu pierwszego dnia – seminarium sędziowskim.
Zgodnie z rozkładem seminarium miało trwać od godziny 10 do 17. Prowadzili je Tina Christensen – prezes EMA – Morten Andersen i Henrik Leth. Seminarium było świetnie przygotowane pod względem materiałów – każdy z uczestników dostał agendę i materiały, które potem omawialiśmy wspólnie, a sama prezentacja była wyświetlana na dużym ekranie. Już po paru godzinach pojawiły się opóźnienia względem harmonogramu – widać było, że nie wszystko jest oczywiste dla wszystkich i niektóre kwestie trzeba było szczegółowo omawiać. Wiele zasad okazało się kontrowersyjnych – kwestią sporną był sposób postępowania z graczem, który po zgłoszeniu riichi dostał martwą rękę. Dyskusja nad tym, czy powinien on odkryć swoje kamienie na zakończenie gry i dostać chombo czy nie, trwała 30 minut. Warto wspomnieć, że na sali znajdowała się Gemma Collinge, która z Jenn Barr zarządza serwisem reachmahjong.com. Dzięki jej kontaktom z Jenn mogliśmy porównywać nasze, nie opisane jeszcze w regulaminie zasad riichi, problemy z odpowiednimi rozwiązaniami stosowanymi w Japan Professional Mahjong League (JPML). Podczas seminarium zostaliśmy poczęstowani bardzo dobrym obiadem, podanym w formie szwedzkiego stołu. Już pierwszego dnia udało nam się nawiązać międzynarodowe kontakty z Holendrami. Po prawie 7 godzinach zmagań z zasadami nadeszła pora na zdawanie egzaminu na certyfikat sędziowski. Egzamin ten, bez wdawania się w szczegóły, składał się z 25 pytań, w większości zamkniętych, które opisywały bardzo skrajne przypadki występujące podczas gry, ale dogłębnie sprawdzały znajomość zasad. Po zakończeniu egzaminu, do którego przystąpiliśmy ja, Jakub, Dominik i Szymon, udaliśmy się w stronę wyjścia, gdzie przed opuszczeniem winiarni dokonaliśmy rejestracji całej reprezentacji Polski. W skład pakietu, jaki otrzymaliśmy podczas rejestracji, wchodziły:
– wino (do wyboru czerwone lub białe)
– plecak
– identyfikator
– informator turniejowy zawierający numery stołów, godziny rozpoczęcia gry oraz galerię zdjęć wszystkich uczestników
– plik ulotek z reklamą miasta.
Wróciliśmy pociągiem do Wiednia i udaliśmy się do mieszkania, które było już zajmowane przez pozostałą część ekipy. Rozpakowaliśmy się i udaliśmy do kilku sklepów po prowiant i inne rzeczy niezbędne do przeżycia. Ku naszemu zdziwieniu wszystkie sklepy zamykano bardzo wcześnie (o 19:00 albo o 19:30), dlatego ostatecznie zakupiliśmy niewielki zapas alkoholu (w końcu trzeba było oblać ten egzamin) i prowizoryczne jedzenie (czyli czipsy).
Cały wieczór spędziliśmy na graniu, dyskutowaniu i oglądaniu filmów.
19 września:
Dzisiaj odbyły się Mistrzostwa drużynowe. Ponieważ nie braliśmy udziału w tej części turnieju, część z nas postanowiła udać się na zwiedzanie Wiednia. Po parunastu godzinach chodzenia, zrobieniu obfitych zakupów i sporej ilości zdjęć zebraliśmy się wieczorem w dużym pokoju. Zagraliśmy parę gier i pogadaliśmy, po czym Dominik i Szymon, jako że następnego dnia mieli uczestniczyć w Walnym Zgromadzeniu EMA, jako pierwsi udali się spać, a cała reszta wkrótce po nich również udała się do łóżek.
20 września:
Gdy wstałem, była godzina 6:00. Wszyscy wokół jeszcze smacznie spali, więc wstałem po cichu i przygotowałem sobie śniadanie oraz wziąłem kąpiel. Po śniadaniu obserwowałem, jak po kolei wszyscy wstają – najpierw Dominik i Szymon, którzy opuścili mieszkanie po 8:00, a zaraz po nich Jakub, Mateusz i dziewczyny.
Po paru godzinach udaliśmy się na turniej. Po przybyciu na miejsce spotkaliśmy Dominika i Szymona i usłyszeliśmy od nich parę wiadomości. Po pierwsze, zgodnie z tym, co ustalaliśmy parę dni wcześniej, zgłosili chęć zorganizowania następnych ERMC w 2015 roku w Polsce. Po drugie Szymon został przydzielony do komisji arbitralnej, której zadaniem było rozpatrywanie odwołań od decyzji sędziego (warto tu wspomnieć, że zgodnie z regulaminem, wraz z pisemnym zażaleniem należy wnieść opłatę w wysokości 200 dolarów, które zostają zwrócone w przypadku rozpatrzenia zażalenia na korzyść zgłaszającego). Ja natomiast zostałem przydzielony do komisji od spraw rewizji zasad riichi EMA. Po paru chwilach przybył Henrik Leth z wynikami naszych egzaminów! Najpierw wziął na stronę mnie. Po krótkiej chwili niepewności usłyszałem bardzo pozytywną wiadomość – zdałem! Od razu otrzymałem certyfikat i zaprosiłem kolejną osobę po odbiór wyników u Henrika. Po jakimś czasie wszyscy Polacy znali już swoje wyniki – WSZYSCY ZDALI! Teraz trochę statystyk: do egzaminu przystąpiło 21 osób, z czego zdało 16, w tym 4 Polaków – co za tym idzie, obecnie Polska ma najwięcej certyfikowanych sędziów riichi mahjonga[1].
Po paru chwilach satysfakcji nadeszła pora na ceremonię otwarcia. Wszyscy zostaliśmy zaproszeni przed winiarnię, gdzie najpierw obejrzeliśmy pokaz tańców ludowych, a zaraz po nich wysłuchaliśmy przemówień burmistrza Bad Vöslau i viceburmistrza Baden, które z niemieckiego na angielski tłumaczył Peter Hamilton.
Ostatnie przemówienia wygłosili Tina Christensen i Alexander Doppelhofer – główny organizator ERMC 2013. Pod koniec ceremonii każdy otrzymał do spróbowania lokalne wino lub sok z winogron, po czym wszyscy zeszli do sali w piwnicy, gdzie odbywał się turniej.
Na dole czekały na wszystkich 23 dobrze wyposażone stoły i jeden, na którym leżał wielki chiński zestaw, który, jak się potem okazało, ze względu na swoje rozmiary utrudniał grę na junkmacie, dostosowanej do japońskiego zestawu. Sala, mimo że znajdowała się w piwnicy, była dobrze oświetlona, stoliki sensownie rozstawione, a czas rozgrywek wyświetlany był na dużym ekranie. Gracze zasiedli przy stołach zgodnie z rozpiską, a ja i pozostali sędziowie: Tina Christensen, Vojtěch Trmal i Pavel Anokhin, rozdaliśmy wszystkim arkusze do wpisywania wyników. Następnie Tina przedstawiła obserwatora turnieju i wygłosiła krótką mowę dotyczącą zasad. Warto wspomnieć o jednej dużej zmianie, jaka nastąpiła w zasadach EMA. Na pewno większość graczy zna zasadę stanowiącą, że kamień z rzeki można ukraść w ciągu trzech sekund. Według nowych zasad zgłoszenie wygranej również powinno nastąpić w czasie trzech sekund. Oznacza to, że w sytuacji, gdy gracz zgłasza wygraną po upływie tego czasu i dobraniu kamienia przez kolejną osobę, zostaje potraktowany tak samo, jakby błędnie złożył deklarację wygranej i otrzymuje chombo (jeżeli odsłonił kamienie) albo martwą rękę (jeżeli nie odsłonił kamieni). Dał się słyszeć donośny gong i turniej się rozpoczął. Dwóch graczy nie stawiło się na miejscu. Jednego z nich na stałe zastąpiła Maria, która zdecydowała się grać pod własnym nazwiskiem, a nie jako substitute player, dzięki czemu jej wynik został wliczony do rankingu EMA. Ponieważ drugi z graczy przybył dopiero na drugi dzień turnieju, pierwszego dnia zastępował go zawodnik z Austrii. Pierwszy dzień upłynął bez szczególnych wydarzeń – zawodnicy rozegrali tylko 2 hanchany, nie padł żaden yakuman, nie nałożyliśmy żadnej kary sędziowskiej. Nie było też żadnych trudności w prowadzeniu turnieju. W przerwie między hanchanami zostało wniesione wielkie ciasto ozdobione logiem ERMC 2013. Pierwszego dnia naszym reprezentantom nie szło za dobrze – najwyżej uplasowali się Mateusz i Szymon, zaraz za nimi Maria i Justyna, natomiast Dominikowi i Jakubowi się nie poszczęściło. Na zakończenie dnia podano kolację – tak jak podczas seminarium – w formie szwedzkiego stołu. Zostaliśmy też zaproszeni na zwiedzanie winiarni od środka oraz na degustację austriackich win. Jak przystało na prawdziwych Polaków, spróbowaliśmy wszystkich win i niemal jednomyślnie uznaliśmy, że Muskat i Zweigelt podbiły nasze kubki smakowe.
21 września:
Godzina 9:30, zaczyna się kolejny dzień zmagań naszych uczestników. Piętnaście sekund po pierwszym gongu usłyszeliśmy „riichi”, a zaledwie po minucie „ron”. W ten sposób padła jedna z najszybszych wygranych, jakie miałem okazję zaobserwować na wszelkiego rodzaju turniejach. Jakby tego było mało, na tym samym stole, po około 20 minutach usłyszeliśmy zdziwione głosy. Kiedy podeszliśmy okazało się, że Martin Rep złożył kokushimusō, pierwszego yakumana ERMC 2013. Mniej więcej w tym samym czasie miałem okazję nałożyć pierwszą karę – martwą rękę. Niestety była to kara, której nałożenia żałowałem, ponieważ zostałem wezwany do stolika przez gracza, który chciał się upewnić, czy powinien dostać martwą rękę, chociaż pozostali gracze proponowali mu ponowne rozdanie. Gdyby nie to, że dwa kamienie zostały już odrzucone, sam z chęcią bym to zaproponował, niestety jako sędzia byłem zobligowany do ukarania go martwą ręką. Osobiście bardzo mi się podobała taka postawa gracza i pozostaje tylko żałować, że nie wszyscy postępują w ten sposób. Drugi dzień był również dniem, w którym wielu z graczy dało w kość sędziom i zaprezentowało brak zdolności matematycznych. Rozumiem, że można się pomylić i wpisać wynik w złej kolumnie, źle zapisać honbę lub zgubić tysiąc za zastaw riichi, ale żeby mylić się w prostym dodawaniu albo odejmowaniu – to jest już skandal. W każdej rundzie wielokrotnie byliśmy proszeni o weryfikację lub poprawienie rozpiski z punktami. Zadanie to utrudniali gracze, którzy pomimo swojego nieczytelnego pisma zgłaszali się do zapisywania punktów. Podczas sędziowania miałem okazję przyjrzeć się stylom gry zawodników z całej Europy i muszę przyznać, że Polacy są bardzo w tyle w stosunku do reszty Europejczyków. Z drugiej strony, u zawodników spoza Polski betaori można było zobaczyć na każdym stole, niektórzy gracze rozbijali układy warte 6 fan tylko dlatego, że w ich mniemaniu pojawiało się zagrożenie podłożenia się pod rona, nawet jeśli takie zagrożenie nie istniało. Byli też ryzykanci, którzy nigdy nie kierowali się taktyką obronną, tylko szli prosto do celu.
Do 13:00 rozegraliśmy 4 hanchany, po których jakąkolwiek nadzieję na zajęcie wysokiego miejsca dawał nam tylko Szymon. W połowie tabeli znajdowali się Maria i Mateusz, a reszta reprezentacji uplasowała się pomiędzy 50. a 80. miejscem. W porze obiadu ponownie przywitał nas szwedzki stół, z którego z każdym dniem przynosiliśmy coraz to więcej talerzy. W międzyczasie w TOP 3 zaszły diametralne zmiany, Gemma i Martin Lester, którzy pierwszego dnia utrzymywali pierwsze dwa miejsca, spadli w okolice 10.–20., natomiast pierwsze miejsce zajął Martin Diviš, który dotychczas utrzymywał się na miejscu trzecim.
Po obiedzie udaliśmy się z powrotem do piwnicy, gdzie rozegrały się kolejne 3 hanchany. Wszyscy uczestnicy po napełnieniu żołądków stali się bardziej waleczni. Zauważyłem zmiany w taktyce, dużo agresywniejszą grę wielu zawodników, co zaowocowało kolejnymi dwoma yakumanami. Pierwszym z nich był kokushimusō, natomiast drugim, niefortunnym dla Polaków, dai sangen. Szymon, któremu dotychczas szło całkiem nieźle, trafił na gracza, który najpierw ukradł trójkę czerwonych smoków, po czym po zaledwie paru kolejkach powiedział ron na siódemce man odrzuconej przez Szymona. Zwycięzca po odsłonięciu swojej ręki zmroził wszystkich dwiema ukrytymi grupami smoków. Skończyło się to 4. miejscem Szymona w tym hanchanie, co wyrzuciło go bardzo daleko na koniec listy. Przed lunchem Maria i Mateusz spotkali się na jednym stole. Rozpiska była tak ułożona, aby gracze z tego samego kraju mogli uniknąć gry przy jednym stole, ale ponieważ Maria zastępowała gracza z Węgier, trafiła na ten sam stół, co Mateusz. Cała gra skończyła się ronem Marii na Mateuszu za tysiąc, co odebrało mu szansę wybicia się z 4. miejsca na stole na 1., ponieważ miał właśnie zgłoszone riichi do ręki wartej co najmniej baimana. Jednak po lunchu Mateusz zaczął wygrywać i to sporo, a Maria utrzymywała bezpieczne okolice 2. miejsca w każdym hanchanie, co podniosło ich pozycje w tabeli końcowej drugiego dnia turnieju. Po ostatnim hanchanie Mateusz awansował na ok. 20.–30. miejsce, a Maria tuż za nim, w pierwszej połowie listy. Szymon po niefortunnym yakumanie i kolejnych grach spadł w okolice 50. miejsca. Cała reszta reprezentacji pozostała na dole tabeli. Martin Diviš, który po czwartym hanchanie znajdował się na 1. miejscu, zwiększył swoją przewagę do prawie stu tysięcy punktów.
Po ostatnim hanchanie drugiego dnia miała miejsce degustacja win, tym razem były to wina przywiezione przez reprezentantów różnych krajów, mieliśmy więc okazję posmakować trunków z innych regionów Europy. W tym czasie zaczęła się kształtować współpraca między krajami. Udało nam się nawiązać dobre kontakty z Brytyjczykami, Duńczykami, Austriakami, a z naszymi południowymi sąsiadami, Czechami i Słowakami – nawet bardzo dobre. Wyjątkowo obrazowym przykładem może tu być sposób, w jaki Słowacy nas pożegnali – gdy powiedzieliśmy, że musimy już iść, otrzymaliśmy w odpowiedzi ciepłe polskie „no to spierdalajcie”, które wprawiło obie strony w rozbawienie. Przy dobrym winie zabawa trwa w najlepsze!
22 września :
Ostatni dzień turnieju. Ponieważ wiedzieliśmy, że bezpośrednio po ceremonii zakończenia musimy iść na autobus powrotny do Polski, spakowaliśmy się, posprzątaliśmy mieszkanie i zostawiliśmy nasze walizki w schowku na dworcu.
Podczas podróży na miejsce turnieju mieliśmy jednak dwie przygody. Pierwszą był nieoczekiwany postój pociągu. Początkowo nie wiedzieliśmy, co jest powodem postoju, ale w końcu okazało się, że jeden z pasażerów nie miał zakupionego biletu. Zostały wezwane służby porządkowe, które zaprezentowały nam, jak należy przeprowadzać aresztowania, gdyż gapowicz odmawiał współpracy z władzami. Gdy już dojechaliśmy na miejsce, postanowiliśmy iść skrótem, którym do tej pory zawsze wracaliśmy – i to była nasza druga przygoda, gdyż źle skręciliśmy i udało nam się wyjść blisko winnicy, lecz niestety po jej drugiej stronie. Nie byliśmy pewni czy dobrze byśmy zrobili idąc przez pole, więc cofnęliśmy się i po obu tych przygodach dotarliśmy na miejsce turnieju dosłownie na 2–3 minuty przed rozbrzmieniem gongu oznajmiającego rozpoczęcie ósmego hanchana. Przez kolejne 3 hanchany nasi gracze walczyli zawzięcie. Najbardziej spektakularną grę zademonstrował Jakub, który w ciągu jednego hanchana dwa razy miał tenpai do dwóch różnych yakumanów, oraz jedno tenpai, prawdopodobnie do baimana, które jednak zakończyło się martwą ręką. Po ostatnim hanchanie sędziowie byli już wstanie wstępnie oszacować wyniki, które dokładnie poznaliśmy już po paru chwilach. Byłem zmuszony milczeć cały obiad, by nie powiedzieć Mateuszowi, że czeka go odbiór nagrody, a Marii, że zajęła bardzo wysokie miejsce. Ceremonia rozdania nagród przebiegła bez problemów. Najpierw przyznane zostały nagrody za wyniki w Mistrzostwach drużynowych. Następnie przyznano nagrody za niższe miejsca – dyplomy uczestnictwa. Co ciekawe, została też przyznana nagroda za ostatnie miejsce, co dotychczas było tylko i wyłącznie polską tradycją[2], więc jest szansa, że polska świecka tradycja stanie się nową europejską tradycją.
Potem przyszła kolej na wyróżnienie sędziów za ich trudy, a na końcu ogłoszono TOP 16, do którego załapali się Mateusz (9. miejsce) i Maria (13. miejsce)! Tak, mieliśmy dwóch Polaków w TOP 16! Turniej wygrał Martin Diviš. Po rozdaniu nagród przyszła jeszcze jedna niespodzianka. Alexander, który rozdawał nagrody i przewodniczył całej ceremonii, ogłosił publicznie, że – uwaga – POLSKA BĘDZIE ORGANIZATOREM MISTRZOSTW EUROPY W 2015 ROKU. Cieszyli się wszyscy poza Polakami, ponieważ my wiedzieliśmy, że to, co z naszej strony było jedynie wstępną propozycją, zostało ogłoszone jako oficjalna decyzja, przez co znaleźliśmy się pod presją. Jednak podjęliśmy już pracę nad wstępnym planem ERMC 2015. Po ceremonii porozmawialiśmy jeszcze z graczami z różnych krajów, po czym udaliśmy się na nasz pociąg, by zdążyć na autobus do Polski. Nie obyło się oczywiście bez kolejnego problemu podczas powrotu, gdy przy próbie wydobycia bagażu ze schowka włączył się alarm, a szafka się zablokowała. Na szczęście po interwencji u ochrony stacji na styk zdążyliśmy na autobus do Polski.
Osobiście cały turniej oceniam pozytywnie. Ludzie byli przyjaźnie nastawieni, mili i rozmowni. Miałem okazję pozwiedzać Wiedeń, poznać ludzi z Europy i poczuć się sędzią na arenie międzynarodowej. Następnym razem jednak zamiast sędziować postaram się wziąć udział w turnieju jako gracz.
[1] Nie jest to już niestety aktualna informacja. Po opublikowaniu listy certyfikowanych sędziów na stronie EMA okazało się, że Duńczycy mają ich tyle samo. Tina, Morten i Henrik, mimo że nie przystąpili do egzaminu, zostali automatycznie wpisani na listę (przyp. Dominik Kolenda).
[2] Na poprzednich mistrzostwach w 2010 r. w Hanowerze ostatnie miejsce również zostało nagrodzone – i to na sposób iście polski – przegrany otrzymał książkę do nauki zasad i strategii (przyp. Dominik Kolenda).
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.